piątek, 5 czerwca 2015

Ulubione miejsce

Chyba każdy takie posiada. Dla jednych to galeria handlowa (fuj) dla innych park (mniejsze ale nadal fuj), molo w Sopocie (bardzo duże fuj), górski szczyt (tak!) albo tak jak to jest w moim przypadku, zaciszna dzika plaża schowana gdzieś między drzewami. Odwiedzana latem przez mieszkańców okolicznej wioski (tzw. tubylców) albo też nielicznych turystów - głównie latem. Wczesną wiosną, jesienią a co za tym idzie też i zimą, trudno zobaczyć tam człowieka. Dreszcz tylko przechodzi po plecach gdy wśród głuchej ciszy jaka panuje w tym miejscu, rozlegnie się trzask łamanych przez zwierzęta gałęzi. Lubię tam jeździć. Niespełna siedemnaście kilometrów drogą przez las to idealna odległość do pokonania rowerem. Wysokiej klasy czystości woda o niesamowitej przejrzystości i widok na zachodzące słońce... czego więcej w życiu potrzeba do szczęścia? :) Chwilo trwaj! (nie, jak ktoś nie wie, to ja nie powiem gdzie to jest).