poniedziałek, 9 listopada 2015

Jesień

Jesień plecień bo przepl... to chyba nie ta zwrotka. No ale cóż, można się pomylić patrząc na to jak różnorodną pogodę natura zaserwowała przez ostatnie tygodnie. Kilka pochmurnych dni na początek, dla równowagi kilka bardzo słonecznych przypominających wiosnę a obecnie wiatr zrywający ostatnie liście z drzew łamiący przy okazji gałęzie. Na deser opad deszczu i mamy dopełnienie zmiennej jesiennej aury. Przez zaledwie miesiąc jesień pokazała wszystkie swoje oblicza, od tej "polskiej złotej" to wietrznej i deszczowej. Śniegu tylko brakuje. Przyznam jednak, że zmiany pogody mają swoje uroki. Słoneczne dni można było spędzić na spacerach a obecnie panująca aura zmotywowała (czyt. zmusiła) do tego aby zasiąść przy komputerze i wkleić tu przeplatankę zdjęć i liter z ostatnich wyskoków. A było ich kilka :


16.10 Łyna.


Gdy liście już zaczęły przybierać żółto - czerwone kolory pierwsze kroki skierowałem w niezbyt odległe miejsce. Znane przez wielu ale nie koniecznie z tej perspektywy. Nie wiem co było najbardziej znaczącym argumentem przy wyborze akurat tego leśnego, mało uczęszczanego, w wielu miejscach pozbawionego ścieżek odcinka nad rzeką Łyną. Może zwykła ciekawość. Fotograficznie jednak nie zachwyciło, co tłumaczyć można słabą (do zdjęć) pogodą bo niebo był jednolicie szare i nie przepuszczające zbyt wiele światła...


 

Tłumaczyć się nie będę, było, minęło. Zmotywowało do tego żeby lepiej dobrać dzień i miejsce na kolejny wyskok.


27.10 Gdzieś po trasie...


Z domu do pracy, z pracy do domu, dla mniej wtajemniczonych wyjaśnienie : na trasie Szczytno - Olsztyn, wypatrzyłem kiedyś początkowo drogę, odwiedzoną kilka razy rowerem a następnie mały lasek Brzozami głównie wyrośnięty. Szukanie grzybów sobie odpuściłem ale dlaczego by nie ...

...zatrzymać się i zrobić zdjęcia. No dobra, przyznaję się, pojechałem tam celowo, świadomie i tym razem wyjrzałem przez okno aby zobaczyć co dzieje się na niebie. Było fajnie, tylko chłód dało się już odczuć gdy przypadkiem zszedłem ze słonecznej polany gdzieś w cień.



A co do samej drogi, to wiem (już) gdzie się zaczyna i dokąd prowadzi, zjeździłem ją rowerem gdy dni były cieplejsze. Nie byłbym jednak sobą nie zbaczając z niej chociaż na chwilę. Bilans zysków i strat tej decyzji oceniam na zero. Mokre buty z jednej strony zostały zrekompensowane przez kilka sympatycznych (jak na me umiejętności) ujęć, które trafiły do galerii.



28.10 Leśne Arboretum Kudypy.


Sam nie wiem co o tym miejscu powiedzieć. To chyba będzie pasowało : byłem, widziałem, wrócę na wiosnę.
Miejsce godne uwagi ze względu na różnorodność roślin (o często ciężkich do wymówienia nazwach) z różnych zakątków świata. Jednak moment na który trafiłem nie był porą gdy ten mały rezerwat prezentuje się najlepiej. Dobrze że panie z obsługi pozwoliły nam wejść za darmo :) ach ta końcówka sezonu...

 

31.10 Źródła rzeki Łyny.


W temacie tego miejsca wypowiem się w zupełnie odmiennym nastroju i zupełnie innym nastawieniem. Wyjazd był bardzo spontaniczny a po osłonięciu rolet o poranku nic nie zapowiadało tego, że w ogóle wyjdę z domu. Z rana szaro i ponuro, mgły na całej szerokości horyzontu a prognozy pogody na ostatni dzień października wcale nie były optymistyczne. Może to wpływ dobrej kawy do śniadania, zadziałała chociaż trochę, bo w pewnym momencie szeroko otworzyłem oczy i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem że przez wszystkie mgły przeciera się słońce. Szybkie hasło do wyjazdu, aparat w dłoń i po godzinnej podróży urokliwymi drogami na granicy Warmii i Mazur udało się dotrzeć do obranego celu. Pogoda się wyklarowała i gdyby nie rześkie powietrze zawiewające pod kołnierz powiedziałbym że to wiosna.










Na miejscu było tak, jak przewodnik opisuje. Tak jak powinno wyglądać miejsce godne polecenia dla odwiedzających. Duży parking, oznakowane ścieżki, przygotowane szlaki zabezpieczone barierkami, mostki, ławki, stoliki. A to wszystko w środku lasu, pomiędzy wszechobecnymi potokami, ciekami wodnymi, które płyną, łączą się i dalej płyną z większą siłą.


 
Spokojnego spaceru z przerwami na robienie zdjęć wyszło chyba trzy godziny. Zapas kanapek w plecaku, herbata w termosie i później zapadający zmrok pewnie pozwoliłyby wydłużyć ten czas o kolejne godziny. Jednak uznaję ten wypad jako bardzo dobrą podróż odkrywczą. Jestem pewien że wrócę tam o każdej, nadchodzącej porze roku, zaopatrzony w odpowiednie obuwie, jesienią powinny być to gumaczki o czym namacalnie się przekonałem :)


W drodze powrotnej, przyznam że pod wpływem pasażera, zrobiłem jeszcze tylko jeden krótki postój... Wisienka na torcie tego wyjazdu albo jak kto woli, słońce na liściach.